Strona 1 z 1

2010 - złoty rok polskiego hip-hopu?

PostNapisane: N, 26 wrz 2010, 16:06
przez luk.
Rap był i jest tak naprawdę jedyną alternatywą na papkę dominującą w mediach od wielu, wielu latNie brakuje głosów, że 2010 rok to prawdziwy okres renesansu, wręcz boomu, na polski hip-hop. Czy rzeczywiście jest tak dobrze, jak wskazywałaby chociażby lista OLiS?Platynowy album Ostrego. Debiuty na pierwszym miejscu krajowej listy sprzedaży w wykonaniu Eldo i DonGuralEsko. Wysokie pozycje zaliczone przez Tedego. Udany "Prosto Mixtape" zmiksowany przez weterana rodzimej sceny, DJ-a 600V, ciekawy album z kobiecym rapem WdoWy, mocna pozycja ze Śląska firmowana przez Lukatricksa znanego długo jako Jajonasz. Dodajmy do tego świetne występy wspomnianych Eldo i Tedego na Superjedynkach oraz walczącego do końca w tym konkursie o tytuł "debiutu roku" Pjusa. Jest świetnie?

"W 2009 r. polski hip-hop sięgnął dna. Nie chodzi tu już nawet o poziom artystyczny, bo trafiło się parę dobrych krążków, ale o kwestie wizerunkowe. Żenujący wyczyn Peji i ciągnące się w nieskończoność, coraz to bardziej żałosne przepychanki między raperami stały się pożywką dla mediów, dla których hip-hop jako cyrk, w odróżnieniu od hip-hopu jako kultury zawsze był atrakcyjnym tematem. 2010 r. wydaje się tak spektakularny, gdyż udało się od tego dna mocno odbić. Wypalił element zaskoczenia. Że niby kłótliwe, patogenne kółko wzajemnej adoracji przedstawiło płyty dające do myślenia, dojrzałe, na czasie ze światowymi trendami, a nawet czasem je wyprzedzające?! Jak to możliwe? A jednak" – zauważa optymistycznie dziennikarz m.in. "Przekroju" i "Życia Warszawy" Marcin Flint, który rodzimą scenę obserwuje praktycznie od jej początku.

Skoro Flint uważa, że tak dobrze nie było od 2001 roku, oddajmy mu jeszcze na chwilę głos. Co takiego sprawia, że zapatruje się tak pozytywnie na nasz rodzimy światek rapowy?

"OLiS to margines, mówimy o śmiesznych ilościach sprzedanych krążków, ale kiedy zobaczyłem jak moja matka patrzy z uznaniem na występy Tede i Eldo w Opolu, zrozumiałem jaką pozycję hip-hop sobie wypracował. Z obrzydzeniem spoglądający w stronę hip-hopu znajomi, z uznaniem komentują klip Vienia. Pękają mentalne bariery – i u artystów, i u słuchaczy. Powodów jest kilka. Wszyscy są starsi i siłą rzeczy dojrzewają z wiekiem, szeroka dostępność muzyki sprzyja zaś poszerzaniu horyzontów. Trzecim powodem jest bowiem to, że hip-hop jest inny. Gurala mogę śmiało rekomendować przyjaciołom słuchającym ethno, nad Wdową pochylą się również entuzjaści elektroniki, mało kogo dziwią klasyczni instrumentaliści we wspomnianym teledysku Vienia".

Nawet jeśli OLiS rzeczywiście jest marginesem, to sam fakt coraz lepszej sprzedaży polskich płyt hip-hopowych cieszy. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Eldo zauważa ze śmiechem, że w końcu spełnił się postulat "kupujcie polskie rap płyty" z nagrania Grammatika "Friko" sprzed niemal dekady.

Raper zauważa przy tym, jak ważną rolę – pozytywną – dla młodych fanów hip-hopu spełnia internet. Właśnie ten gatunek chyba najlepiej wykorzystał ekspansję sieci. Popowe gwiazdki wciąż korzystają głównie z nudnych do bólu rozgłośni radiowych. Dla wykonawców muzyki dance atrakcyjne są stacje telewizyjne, bo klipy z udziałem tańczących dziewczyn (co w Stanach jest domeną właśnie hip-hopu, a na naszej scenie przyjęło się średnio) i banalnych refrenów puszcza się często i gęsto.
Wydawca płyt i były dziennikarz, Marcin "Tytus" Grabski z Asfalt Records, boomu w żadnym wypadku nie dostrzega i wydaje się być wręcz zmęczony pytaniem na ten temat. Rosnące wskaźniki sprzedaży utożsamia raczej z tym, że do głosu doszło pokolenie ludzi kolekcjonujących oryginalne nośniki. Chociażby dlatego Tytus nie porzucił jeszcze tłoczenia winyli, choć to zabawa wybitnie hobbystyczna. I nawet gdyby nie wszystkie płyty, które „rzuca” do sprzedaży znalazły nabywców, akurat on na ryzyko może sobie pozwolić. W końcu ma w swojej oficynie wydawniczej Ostrego i duet Fisz-Emade.
W kontrze do opinii Grabskiego, mamy opinię Hirka Wrony. Jego zdaniem wszystko wygląda obecnie naprawdę okazale.

"Już ubiegły rok pokazał poprzez płytę Soboty, że jest miejsce na zaangażowane teksty i dobrą produkcję. Matheo, Sir Michu czy O.S.T.R. pokazali, że potrafią skutecznie wspierać swoimi produkcjami raperów, którzy mają coś do powiedzenia. Szczerość przekazu oraz niebywały rozkwit tzw. podziemia dał efekt w postaci komercyjnego sukcesu niektórych artystów. Jednocześnie widać również rozwój uznanych firm: Tedego, Peji, Abradaba. Inną sprawą jest <udensowienie> i <ualternatywnienie> wszystkich produkcji dużych form fonograficznych. Bo z jednej strony szuka się produktów pod Eskę, Zetkę czy RMF, a z drugiej wydaje się pseudo zaangażowane produkcje rockowe. Kolejna sprawą jest pojawienie się wykonawców, których twórczość inspirowana jest hip-hopem: popowego Mroza, dancehallowych East West Rockers czy też funkowo-jazzowej Sofy. I te wszystkie elementy wpłynęły na renesans hip-hopu" – połączył wiele elementów w zgrabną syntezę uznany dziennikarz, który przez wiele lat starał się pomóc rodzimej scenie w przebiciu się do mediów. To przecież za sprawą Hirka gatunek przebił się na festiwal w Opolu, co wielu osobom w Polsce na dobrą sprawę otworzyło oczy na to, że w naszym kraju da się nagrywać muzykę rodem z amerykańskich osiedli.

DJ 600 V zauważył w rozmowie ze mną, że hip-hop być może wcale nie zaliczył kolejnego rozkwitu, tak samo, jak nie można było mówić o jego zmierzchu czy też śmierci. Zdaniem legendarnego producenta i didżeja, na którego twórczości i imprezach wychowały się tysiące fanów gatunku w Polsce, rap był i jest tak naprawdę jedyną alternatywą na papkę dominującą w mediach od wielu, wielu lat. I chociaż raz przeżywał lepsze okresy, raz gorsze, to za sprawą takich osób jak Molesta, Peja, ZIP Skład, O.S.T.R. czy Eldo, ciągle ten hip-hop swoje miejsce miał.

Rap w Polsce poradził sobie bez pomocy wielkich sponsorów, wielkich mediów, wielkich pieniędzy pompowanych w produkcję. Czy to oznacza, że możemy mu wystawić laurkę i stwierdzić, że w 2010 roku jest z nim super?

"Jako osoba nie związana zupełnie ze sceną hip-hopową, patrzę na nią nie tyle jako na samoistne zjawisko co na część, fragment poskiej muzyki w ogóle. I z tej perspektywy o żadnym boomie mowy nie ma. Cieszą mnie oczywiście nowe płyty Eldo, Czarnej Wdowy, Tedego, Vienia, Hemp Gru. Jestem pełen szacunku dla Tytusa, który już walczy jedenaście lat, a każde wydawnictwo sygnowane przez Asfalt (i nieodżałowane Teeto) trzyma wysoki poziom. Jestem też wdzięczny Kosiemu, Steezowi, Anuszowi za to, że sprowadzili do Polski cykl ťRap HistoryŤ, czyli cotygodniowe imprezy poświęcone kolejnym rocznikom w ponad trzydziestoletniej już historii tej kultury. Bo jeśli nie znasz i nie szanujesz swoich korzeni jesteś po prostu nikim. Niesłychanie ważną i piękną robotę wykonuje Pono, który prowadząc fundację ťHey PrzygodoŤ wykracza ze swoim rapem poza muzykę. Brakuje mi natomiast erupcji młodych talentów, takich na miarę OSTR-ego, Sokoła, Łony, którzy przebiliby się do powszechnej świadomości – mam nadzieję, że underground to prawdziwa kopalnia talentów, że geniusze słowa Te-Tris czy Muflon to nie jedyne diamenty.

I na koniec ostatnia, dość przykra sprawa. Brakuje mi porządnego, solidnego tekstowo, graficznie i dostępnego w każdym kiosku magazynu poświęconego scenie hip-hopowej – specjalistycznego z jednej strony, ale pisanego językiem zrozumiałym dla niewtajemniczonych – ocenia Łukasz Kamiński z "Gazety Wyborczej", który okiem chłodnym potrafi dostrzec wiele kwestii, o których osoby ze środowiska mogłyby zwyczajnie nie pomyśleć.


Wydaje się, że z perspektywy 2010 roku naszej scenie hip-hopowej można wystawić solidną czwórkę. Bardziej ze względu na samych artystów, którzy naprawdę regularnie dostarczają nam udane płyty oraz słuchaczy, którzy w końcu zrozumieli, że kupując regularnie płyty i chodząc na koncerty, pomagają artystom w nagrywaniu coraz lepszych płyt.

Bez wielkich nakładów finansowych twórcy rodzimego rapu współpracują z twórcami klipów, którzy robią obrazki tak świetne, że aż boli ignorancja stacji muzycznych, nie mających odwagi wspomnianych teledysków puścić.
Ważne jest też to, że hip-hop w Polsce rzeczywiście odnalazł swoje miejsce po bardziej alternatywnej stronie nie jako doczepka, tylko jeden z fundamentów. Zgodnie z tym, co mówi Flint:

"Wszystko, nie tylko w skali Polski, raczej w skali świata, miesza się w tyglu, hip-hop czerpie i z hip-hopu się czerpie. Interesuje osoby, które nigdy rapem się nie interesowały. Zarówno te bliższe popu, jak i zakochane w alternatywie znajdą coś dla siebie. Żyjemy w czasach posthiphopowych".

Jako dowód na to najlepiej posłużą występ Czesława Mozila na płycie WdoWy, udział AbradAba w trasie "Męskie Granie" u boku takich ikon rodzimej muzyki jak Tomasz Stańko czy Wojciech Waglewski. O.S.T.R. regularnie nominowany jest do różnych nagród w poważnych mediach, chociaż – paradoksalnie – część słuchaczy hip-hopu odwróciła się od niego, zarzucając, że ilość przedkłada na jakość. Vienio z Molesty od dawna bawi się klimatem, bo jak wielokrotnie powtarzał hip-hop to dla niego taka sama miłość, jaką kiedyś był rock i punk.

Wszystko idzie zatem w dobrą stronę. I chyba może cieszyć, że wciąż w zgodzie z odwiecznymi zasadami hip-hopu, czyli szczerze, z uśmiechem, pasją i coraz większą otwartością. Jeśli jeszcze rok czy dwa lata temu scena jako całość (fani, artyści) była na rozstaju dróg, to dziś widać wyraźnie, że kolejne kroki wykonano we właściwym kierunku. A to czy kroków tych było dwa, cztery czy osiem, pozostawmy każdemu do indywidualnej oceny.

[align=right]źródło: Andrzej Cała portal onet[/align]

RE: 2010 - złoty rok polskiego hip-hopu?

PostNapisane: Pt, 8 paź 2010, 21:15
przez t3wU
nie stary nie dam rady przeczytac tego :p

RE: 2010 - złoty rok polskiego hip-hopu?

PostNapisane: Wt, 7 gru 2010, 15:37
przez eMmalienko
nie czytałem treści zgadzam się że w tym roku jest naprawdę przełom polskiego hip-hop`u! Jak dla mnie "Śląski rap to pewniak" !!!! Pozdro

RE: 2010 - złoty rok polskiego hip-hopu?

PostNapisane: Wt, 7 gru 2010, 16:32
przez Sru
Warszawa też w tym roku dała konkretnie, poznań za to jakby zastój...